Autor: Olga Warykowska
Wydawnictwo: Novae Res
Jak to często bywa, skusiłam się na tę książkę ze względu na jej opis. Nie jest długa, bo ma niecałe 200 stron, więc to idealna lektura na chwilowy relaks. "Cztery pory śmierci" to kryminał kulinarno-muzyczny, więc moja ciekawość była jeszcze większa. Do tej pory nie czytałam takiej książki, więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
W Filharmonii Wrocławskiej podczas koncertu "Czterech Pór Roku" Vivaldiego główny skrzypek pada martwy na ziemię. Rozpoczyna się śledztwo, w wyniku którego policja aresztuje niewinną osobę. Wtedy właśnie nieśmiały i otyły flecista Amadeusz Wagner postanawia na własną rękę odnaleźć mordercę. Wkroczy w mroczny świat intryg, w którym z przerażeniem zacznie odkrywać nowe fakty. Czy uda mu się rozwikłać tajemnicę morderstwa?
Muszę przyznać, że kompletnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej pozycji. O autorce wcześniej nie słyszałam, o książce przeczytałam kilka recenzji, które podsyciły moją ciekawość. Już od pierwszych stron dałam się porwać tej historii, byłam mile zaskoczona z jaką lekkością czyta się tę książkę. Fabuła opiera się głównie na morderstwie, ale nie tylko, bo możemy tutaj przeczytać też o artystach i ich dziwactwach, o problemach, z którymi mierzy się główny bohater, a które wynikają z jego wyglądu. Dodatkowo autorka wplotła w fabułę trochę humoru, co bardzo mi się tutaj spodobało. Z zainteresowaniem czytałam o śledztwie prowadzonym przez Amadeusza, kibicowałam mu i z chęcią obserwowałam jego przemianę z nieśmiałego flecisty w bardziej pewnego siebie mężczyznę. Sama zagadka kryminalna może i nie jest jakoś bardzo wymyślna, ale jednak autorce udało się mnie zaskoczyć, nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Może niektórzy uznaliby, że jest tutaj trochę sytuacji, które wydają się mało prawdopodobne, ale według mnie taki jest właśnie urok tej książki, bo to nie jest typowy kryminał. Tutaj wkraczamy w świat muzyki i artystów, w którym popełniono przestępstwo, ale dodatkowo jest też humor. Główny bohater nie kryje się z tym, że uwielbia jeść, więc może lepiej nie czytać tej książki z pustym żołądkiem. Wielokrotnie można przeczytać o różnych potrawach, aż chciałoby się ich wszystkich spróbować. Tempo akcji jest umiarkowane, Amadeusz prowadzi swoje śledztwo, ale w międzyczasie poznamy też trochę jego życie. Po skończeniu książki żałuję, że nie jest ona dłuższa, ale mam nadzieję, że powstanie kolejna część opowiadająca o Amadeuszu. To taka lekka powieść, z którą przyjemnie spędza się czas, właśnie takiej książki teraz potrzebowałam.
Główny bohater Amadeusz Wagner to otyły i bardzo nieśmiały flecista, który nigdy się nie wychyla, żyje sobie w cieniu innych i cierpliwie znosi różne uwagi na temat swojego wyglądu. W wielu sytuacjach było mi go szkoda, bo spotykał często nietolerancyjnych ludzi, który wprost kpili z jego wagi. Mimo tego jednak Amadeusz to tak pozytywna postać, że nie da się go nie polubić. Jest szczery, życzliwy i pomocny, uwielbia jeść i często myśli za pomocą swojego żołądka, który często daje mu o sobie znać. Gdy postanawia poprowadzić swoje małe dochodzenie zauważa, że sprawia mu to przyjemność, że ta cała sytuacja go zmienia. Na uwagę zasługuje też jego relacja z matką i chociaż poznajemy ją tylko z rozmów telefonicznych to chce się czytać o niej więcej. Ta kobieta zawsze pamięta o tym, żeby sprawdzić czy syn zjadł pożywny posiłek, czasem przesadzała, ale mnie jej nadopiekuńczość w tym przypadku bawiła. Poznacie tu jeszcze innych artystów z orkiestry, którzy wcale nie są święci. Jednak najbardziej dziwną postacią jak dla mnie był dyrektor, ale nie będę o nim pisać, żeby przez przypadek nie zdradzić zbyt dużo. Moją największą sympatię zdobył Amadeusz i z chęcią przeczytałabym kolejną książkę z jego udziałem.
Wspomniałam już o tym na początku, że bardzo dobrze czytało mi się te książkę, bo napisana jest w tak lekkim stylu. Nie znajdziecie tutaj zbyt wielu opisów, mi pióro autorki się spodobało. Czasem dobrze jest przeczytać taką lekką książkę, która też potrafi zaskoczyć finałem. Narracja jest trzecioosobowa, rozdziały nie są długie, tak jak i zresztą cała książka.
"Cztery pory śmierci" to kulinarno-muzyczny kryminał z dodatkiem humoru. To lekka książka, która potrafi wciągnąć i zaskoczyć w kulminacyjnym momencie. Nieporadny główny bohater da się lubić, z zainteresowaniem czyta się o jego losach i prowadzonym śledztwie. Z chęcią przeczytałabym o nim więcej. Jeśli macie ochotę na lekką książkę, która umili Wam czas to ta może być dobrym wyborem.
"Krzyżczak grał swoją solówkę, ale coraz bardziej zwalniał, aż w końcu przestał grać i popatrzył na zaskoczoną publiczność. Westchnął głęboko.
- Nienawidzę Vivaldiego.
I padł nieżywy na scenę."
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu: